czwartek, 8 sierpnia 2013

Koniec świata....

Koniec świata ;) upał, skwar, żar leje się z nieba, a u mnie na blogu sroga zima. Nawet nie będę się wstydzić, bo co tu dużo gadać i głupio się tłumaczyć. Czasu mało, chęci średnie, oglądanie co chwilę kolejnych panów "fachowców" przy "pracy" może doprowadzić człowieka do szału, tak jak i oglądanie żarówek wciąż gdzieniegdzie smętnie zwisających na przeuroczych kablach. Mam wrażenie że docieram powoli do skraju, niestety nie remontu, a wytrzymałości nerwowej. Ale co poradzić, jak się rzekło A trzeba powiedzieć i B.

Brak wakacji z prawdziwego zdarzenia też daje mi się już ostro we znaki, ale może wyrwę się w zimie w nagrodę za wytrwałość i samozaparcie.

Wstawiam poremontowe pozostałości wiosenne, drobne plamki, które cieszyły moje oko w tym całym bałaganie. Oby za rok już było lepiej :)



wtorek, 20 listopada 2012

Pierwszy śnieg


W tym roku nie musiałam długo czekać, spadł pod koniec października i na krótką chwilę przykrył mój ogrodowy bałagan :) Ale dosłownie na chwilkę. Po trzech dniach po śniegu nie było już śladu. Po remoncie zaokienne widoki mam całkiem ładne, naprawdę nie ma na co narzekać. Muszę jeszcze jakoś rozwiązać problem rolet na okna dachowe. Widziałam w Internecie różne opcje i nie wiem jeszcze na co się zdecydować. Czy roletę na samo okno, czy na cały otwór okienny? Ze sznurkiem po środku, czy z prowadnicami po bokach? Nie mam żadnego doświadczenia z roletami dachowymi, więc jestem w kropce. 



Prawie jak w górach ;) 







Śnieg na moim bardzo brudnym oknie :) 



A po paru dniach nie został nawet marny ślad po śniegu. 


piątek, 16 listopada 2012

Aaaaaa jak Awaria!!!

Po tym jak moje wszystkie latami gromadzone foto inspiracje szlag trafił wraz z dyskiem (tak tak, słyszałam o backupach i takich tam, ale kto je robi? no tak z ręką na sercu?)  ;) i nie wiem kiedy je odzyskam, doszłam do wniosku - lepiej późno niż wcale - że jednym ratunkiem będzie Pinterest czy inna Picasa. To tak na przyszłość, bo mleko już się rozlało.

A póki co wykończeniówka posuwa się w żółwim tempie i jestem już niemalże na 100% pewna, że nie spędzę świąt w przyzwoitych warunkach. Niby zostało już bardzo niewiele, ale to tempo... załamka... :/ Sprzątam w każdej wolnej chwili, ale efektu nie widać, mam wrażenie, że kręcę się w kółko.

W związku z tym jednak szykuje się wyjazd. Coś niecoś udekoruję, jakąś choinkę ubiorę, ale tak mi się marzą święta w domu, bez tego całego pakowania, wożenia bambetli, przepychania się cudzej kuchni, siedzenia przy wiecznie zaplamionym powalanym okruchami obrusie (jak jest dużo dzieci, to raczej opcja nie do uniknięcia), bez świec, bez ładnych dekoracji, ech....

czwartek, 25 października 2012

Remont cd.


Remont, a właściwie jego faza wykończeniowa, wykańcza głównie mnie. Nie byłam na wakacjach -żadnych!!! nigdzie!!! I nawet głównym powodem nie był brak kasy, raczej z rozsądku. Raz wyjechałam służbowo na 7 dni. Połowa rzeczy, które zrobili w tym czasie była do poprawki, druga połowa do zrobienia od początku, mimo wcześniejszych ustaleń, tony zostawionych przeze mnie rysunków z wyliczeniami, opisanych jak dla totalnych głąbów, oraz nieustających konsultacji telefonicznych. Z fachowcami gorzej jak z dziećmi, trzeba chodzić, palcem pokazywać po 5 razy i tłumaczyć wszystko naście razy. Przy okazji trzeba być upierdliwą babą i co jakiś czas wyjechać z profilaktycznym opieprzem. Tak więc właśnie jestem u kresu wytrzymałości, a na dźwięk słowa "fachowiec" dostaję wysypki.

W ogrodzie jest pobojowisko. W tym roku nie zrobiłam w nim nic i myślę, że do wiosny się to w żaden sposób nie zmieni. Tak naprawdę to w tym roku wyjątkowo niecierpliwie czekam na śnieg, który ten cały bajzel przykryje. Jednak znając moje szczęście zima pewnie nie będzie śnieżna ;) a to jedyny ratunek dla mojego oka, bo stan obecny jest przerażający. Panowie "fachowcy" mimo posiadanych popielniczek, rzucali pety gdzie popadnie. Na koniec chodzili i zbierali jak przedszkolaki, a ja pokazywałam palcem gdzie jeszcze. Postanowiłam nie popuścić i nie podarować. Może na przyszłość ich to czegoś nauczy chociaż bardzo wątpię.

Generalnie wszystko zmierza ku, mam nadzieję, szczęśliwemu końcowi, ale tfu tfu tfu, nie zapeszam, nic nie mówię. I może na wiosnę uda mi się zorganizować jakieś zasłużone wakacje. Chwilowo marzę o świętach w domu, ale znowu szykuje mi się wyjazd :/


środa, 25 lipca 2012

Katalog IKEA 2013


Muszę się przyznać :) 
Od bardzo wielu lat cierpię na pewną przypadłość. Im bliżej sierpnia, tym bardziej przebieram palcami i sprawdzam czy nowy katalog IKEA już jest, czy jeszcze nie :) 

Będąc młodą panienką czekałam na niego jak na święto, niestety przez ostatnie kilka lat za każdym razem byłam rozczarowana. Poza klasyką i fajnymi rozwiązaniami do małych pomieszczeń nie było tam dla mnie nic ciekawego. Akcesoria dekoracyjne dziwne. Niektóre lepsze inne gorsze - narzekam, ale nie to żebym nie kupowała, o nie ;) - w każdym razie nie było tego "czegoś". W tym roku widzę światełko w tunelu, że trend się odmienił, bo znalazłam cudną serię kuchenną (widziałam ją już na żywo). Tak, jestem fanką różowego. To też moja wstydliwa tajemnica ;) Po różowym jest szary, a potem niech się dzieje co chce... Myślę, że nie mam wyjścia i będę musiała zostać posiadaczką tych niepotrzebnych kuchennych przydasiów. 






U nas co prawda katalogu IKEA jeszcze nie ma, ale jest już w USA, więc nie trzeba czekać, można oglądać. 





W tym roku bardzo wpadła mi w oko tkanina w okręty. Z pewnością będę miała taki obrus. 






I wreszcie doczekałam się chyba fajnych pościeli. Dla mnie fajnych :)


Podoba mi się to wystające coś w biało-różowe pasy.


A tu fajny szary komplet.


I na koniec, dla mnie naj stylizacja z tego katalogu:



Katalog amerykański do obejrzenia tutaj.

Zdjęcia pochodzą ze strony IKEA.


A ja wracam do dalszego planowania remontów, pakowania, przenoszenia, malowania... ech...


środa, 2 maja 2012

I znów przyszła wiosna....

..... a ja znów się zbieram i zbieram. Sama siebie poganiam do napisania i nic. Najwidoczniej kiepski ze mnie poganiacz ;) A prawda jest taka, że ogródek został doszczętnie zniszczony przez panów budowlańców, natomiast dom ma jeszcze bardzo długą drogę przed sobą zanim będzie mógł się gdziekolwiek pokazać. 

Przebudowa była męką, ale wykańczanie środka to jest hardcorowa masakra teksańską piłą mechaniczną. Nikomu nie życzę, naprawdę łatwiej siebie wykończyć niż doprowadzić wnętrze do stanu używalności, nie mówiąc o jakichkolwiek walorach estetycznych. Pomijając kwestie czysto finansowe, to wieczne użeranie się (tak, niestety mimo szczerych chęci nie jestem w stanie tego inaczej nazwać) ze wszelkiej maści fachowcami i pseudo-fachowcami, panami specjalistami od wszystkiego, którzy zawsze wszystko wiedzą najlepiej, zrobią najlepiej, mogłoby świętego zaprowadzić prosto do wariatkowa. 

środa, 26 stycznia 2011


Zima trzyma. Nie chce sobie pójść. Jedynym pocieszeniem jest pokazujące się od czasu do czasu słońce. Śniegu znowu napadało, a ja już w tej zimy stanowczo wyczerpałam limit ćwiczeń "z łopatą".
Marzy mi się wiosna :) Oj tak!




niedziela, 23 stycznia 2011

Poświąteczne reminiscencje :)


Po bardzo ciężkim dla mnie roku, doczekałam się wreszcie świąt.
Jednym z noworocznych postanowień jest reaktywacja, chociaż mój ogródek i dom idą w tym roku do kompletnej demolki z powodu remontów, budów i takich tam. Mam jednak nadzieję, że chociaż kilka roślin uda mi się uratować.



Wieniec na drzwiach



Takie bombki uwielbiam, są wspomnieniem mojego dzieciństwa i
bardzo mnie cieszy, że znowu można je kupić.
Szkoda tylko, że większość "Made in China".



Tradycyjnie musiał się pojawić element orientalny ;)



A to moja bardzo stara i bardzo (jak widać) zakurzona bombka.
W tym roku choinka była bardzo "choinkowa". Obwieszona czym
się da, w tym różnymi sentymentalnymi starociami.



Nigdy nie zapomnę jak jako mała dziewczynka kupowałam ozdoby takie jak powyższy bałwanek. Na bazarku nieopodal miejsca, w którym mieszkałam stoiska uginały się od wszelakich grzybków, bałwanków, bombek, sopli, laleczek... Pamiętam jak przechadzałyśmy się z moją przyjaciółką i cieszyłyśmy oczy kolorami. W ówczesnej wszechobecnej szaro-burości stoiska z ozdobami choinkowymi jawiły nam się jako bajkowy świat. Lameta i włos anielski były elementem obowiązkowym. Na sam koniec, jak już obeszłyśmy wszystkie stragany, wybierałyśmy po kilka ozdób, sprzedawczyni pakowała je do szarej papierowej torebki, a my brnąc w śniegu, z wielkim przejęciem i ostrożnością niosłyśmy nasze cuda do domu. W tym roku postanowiłam zawiesić na choince wszystko, co ocalało od tamtego czasu. Ot, sentymentalne święta :)

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku !!!



sobota, 10 kwietnia 2010

piątek, 11 września 2009

Stokrotki


Dość wczesną wiosną w sklepie ogrodniczym nieopodal mojego domu "rzucili" stokrotki. Oczywiście nie mogłam się powstrzymać i kupiłam jak leci.







To były moje ulubione...



Chyba od stokrotek zaczął się mój tegoroczny pech ogrodniczy, bo długo nie postały. Niestety dużo padało i w związku z tym z krzaków powyłaziły całe zastępy ślimaków. Nie muszę chyba dodawać, że stokrotki smakowały im wyjątkowo.
Póki co nie mam żadnego ekologicznego sposobu na ślimaki poza zbieraniem i wynoszeniem do lasu, ale to wymaga czasu, całkiem dużo czasu :-)